
Ulegam w kuchni poparzeniom tak często, że zastanawiam się nad noszeniem stroju strażaka. Obowiązkowo muszę przedramieniem dotknąć piekarnika nagrzanego do 300 stopni albo palcem sprawdzić czy olej jest dość gorący. Dlatego na parapecie trzymam pod ręką aloes (wydaje mi się że to aloe perfoliata). Bezpośrednio na oparzone miejsce przykładam miąższ wyjęty z liścia i zabezpieczam plastrem (jest z tym trochę zabawy, bo glut ucieka). Ulga w bólu i pieczeniu jest natychmiastowa a rana goi się błyskawicznie.
Podobnie na oparzenia słoneczne – najlepiej działa żel z aloesem. W aptece teraz trudno kupić, ale jest na allegro.

Uwielbiam piosenkę „Son of a Preacher Man”, chyba obojętnie kto śpiewa. Ostatnio najbardziej podoba mi się wykonaniu Joss Stone.
[Czytaj więcej...]