W poszukiwaniu aktywności fizycznej, którą będę mogła wykonywać regularnie i która będzie jakimś wyzwaniem, postanowiłam zacząć biegać. Oczywiście wydawało mi się to niemożliwe, ponieważ jestem osobą, która przepuszczała autobus żeby do niego nie biec, a jak już coś mnie zmusiło do biegania to płuca eksplodowały mi po 300 metrach.
Normalnie wcześniej przeczytałabym stosy poradników i pewnie napisałabym własny, tym razem po prostu zaczęłam. Tzn. początkowo spacerowałam, kiedy już udawało mi się przejść szybkim krokiem 10 km, pobiegłam pierwszy raz (oczywiście nie tego samego dnia). Te dwa kilometry wydawały mi się maratonem, ale biegłam bez przerwy. Później za każdym razem dodawałam pół kilometra, obecnie biegam około 7 km, co zajmuje mi 50 minut. Jak łatwo policzyć tempo mam jak Korzeniowski na chwilę przed zdjęciem z trasy.
Nigdy nie myślałam, że do szczęścia potrzebuję palących mięśni i zadyszki.
Zmieniam popularne hasło na – „Biegam bo mogę!”